=======================================

wtorek, 27 października 2009

Niech etyki uczą etycy !

List do minister edukacji narodowej Katarzyny Hall


Szanowna Pani Minister,

z niepokojem i rozczarowaniem przeczytaliśmy w prasie, iż pozwala Pani nauczać etyki osobom, które nie ukończyły studiów filozoficznych. W związku z tym pozwalamy sobie skierować do Pani następujące uwagi, które, naszym zdaniem, dobrze opisują nieetyczną sytuację wokół etyki w polskiej szkole.

1

Etyka jest dyscypliną filozofii istniejącą od dwóch i pół tysiąca lat i stale jest rozwijana. W ramach kursu filozofii studenci mają co najmniej 60-120 godzin zajęć z etyki w ciągu studiów, co daje im i tak bardzo skromne kompetencje do prowadzenia lekcji z tego przedmiotu. Osoba, która miała zajęcia po nazwą filozofia albo etyka, jest akurat tak przygotowana do nauczania etyki w szkole, jak osoba, która zdała lektorat z angielskiego na studiach, do prowadzenia lekcji angielskiego. Zezwalanie na to, aby nauczyciel polskiego lub historii uczył etyki, oznacza, że całkowicie lekceważy się ten przedmiot i samą dyscyplinę "etyka". W Polsce to notabene przekonanie nagminne, że na "etyce" znają się niemal wszyscy, bo każdy, kto jest w miarę przyzwoitym człowiekiem, ma jakieś kompetencje etyczne. A jeszcze jeśli do tego liznął takiego przedmiotu, to już musi być wystarczająco kompetentny, by go nauczać. Oznacza, iż lekcje etyki miałyby nie uczyć etyki (do czego nauczyciel historii jest tak samo przygotowany jak nauczyciel filozofii do nauczania historii), lecz co najwyżej umoralniać lub wychowywać uczniów. Otóż służą temu lekcje wychowawcze, a ponadto obywatele mają prawo do tego, aby ich dzieci nie ulegały długotrwałemu wpływowi moralnemu jednej, obcej im, niekompetentnej i przypadkowej osoby, która będzie być może przez lata przekazywała im swoje "poglądy moralne" w ramach lekcji etyki.

2

W Polsce kadra do nauczania etyki w szkole jest szczupła, jednak i ona nie jest wykorzystywana. Absolwenci podyplomowych studiów etycznych żalą się, że nie mogą znaleźć zatrudnienia, bo albo nie ma etatu, albo etyki uczy ktoś, kto nie miał pełnego pensum. Zatrudnianie w tym charakterze kogokolwiek innego oznacza ignorancję (nieświadomość, że etyka jest dyscypliną wiedzy) lub arogancję (przekonanie, że wszystko jedno, kto uczy etyki, byle był porządnym człowiekiem). Jednak nawet jeśli etyki uczyć będzie absolwent filozofii, to zupełnym absurdem jest poświęcanie na ten przedmiot więcej niż kilkudziesięciu godzin, skoro na samych studiach filozoficznych nie naucza się jej w większym wymiarze.

3

Przyczyną, dla której możemy spodziewać się, że lekcje etyki w szkole jeszcze długo będą prowadzone przez osoby niekompetentne, jest polityczna natura projektu nauczania etyki w szkole. Powody, dla których etyka wprowadzana jest stopniowo do szkół, są cztery. Po pierwsze, aby dostarczyć pozorów demokratyzmu przy wprowadzaniu do szkół lekcji religii. Po drugie, aby dzieci niechodzące na religię i mające w tych godzinach wolne straciły ów wolny czas, co być może zachęci niektóre z nich do chodzenia jednak na religię. Po trzecie, w nadziei, że w wielu przypadkach etyki nauczać będą księża, co pozwoli na prowadzenie indoktrynacji watykańskiej wśród dzieci niechodzących na religię. Po czwarte, po to aby lekcje religii awansowały ze statusu lekcji nieobowiązkowych do rangi przedmiotu fakultatywnego. Jak z tego wynika, lekcje etyki wchodzą do szkół (na żądanie biskupów) wyłącznie w interesie Watykanu.

4

Podstawa programowa do nauczania etyki jest całkowicie nieprofesjonalna i - o ile nam wiadomo - nie została zreformowana. Zapytany o to Pani zastępca odpowiedział następującymi słowy: "Wolimy zostawić tak, jak jest, bo jak to ruszymy, to oni [tj. Kościół] zaraz by się przyczepili". Apelujemy do Pani i do rządu, by w imię szacunku dla praw polskich obywateli oraz suwerenności polskiego państwa nie pozwalano instytucji podległej innemu, obcemu państwu kształtować polskiej szkoły, a zwłaszcza wywierać nieformalnego przymusu na morale i religijność naszych dzieci. Przypominamy, że w świetle konstytucji, z punktu widzenia prawa, religia katolicka jest tylko jednym ze światopoglądów i nie podlega żadnej ocenie - aprecjacji ani deprecjacji. Urzędnik, który traktuje to w inny sposób, zwłaszcza oportunistycznie, sprzeniewierza się konstytucji. Podstawa programowa z etyki powinna być zmieniona i muszą się w niej znaleźć postanowienia gwarantujące, że na lekcjach etyki nie będzie się przedstawiać religii katolickiej jako ostatecznie słusznego systemu etycznego, a także gwarantujące, że na lekcjach tych nie będzie się propagować dyskryminacji mniejszości seksualnych, osób o poglądach liberalnych czy ateistów. Obywatele muszą mieć gwarancję, że ich dzieci nie będą na lekcjach etyki demoralizowane - uczone nietolerancji, poczucia wyższości w stosunku do homoseksualistów albo ateistów itp.

5

Na koniec pragniemy zwrócić Pani uwagę, że wprawdzie ksiądz będący absolwentem studiów filozoficznych (lub etycznych - Kościół z pewnością zorganizuje stosowne kursy) może mieć formalne uprawnienia do prowadzenia lekcji etyki w szkole, to jednak nigdy nie będzie gwarantował bezstronności, co jest wymagane w nauczaniu tego przedmiotu. Jest bowiem prawnie (przez prawo kanonicznie) zobowiązany do nauczania o przewadze etyki katolickiej nad każdą inną, a więc do indoktrynacji. Obowiązek indoktrynowania i przyjęcie na siebie takiego obowiązku całkowicie dyskwalifikuje moralnie kandydata do prowadzenia lekcji etyki.

Apelujemy do Pani: proszę nie narażać rodziców i dzieci na sytuację, w której uciekając przed indoktrynacją katolicką na lekcjach religii, wpadną w jej sidła na lekcjach etyki! Proszę dać nam gwarancję, że nie będziemy epatowani "cywilizacją miłości" wbrew naszej woli, że "nauczyciel etyki" nie okaże się polonistą, historykiem lub kimkolwiek, kto za swoje zadanie jako nauczyciela etyki będzie uważał przekazywanie "nauczania" i konkludowanie każdej kwestii cytatem z "Ojca Świętego". To jest nasze wspólne - wierzących i niewierzących - konstytucyjne prawo.

Z wyrazami szacunku,

prof. dr hab. Jan Hartman (UJ), prof. dr hab. Jacek Hołówka (UW), dr hab. Magdalena Środa, prof. UW, prof. dr hab. Jan Woleński (UJ)
---------------------------------------------------------
Moje Postscriptum:

Wczoraj nauczycielka od religii wysłała inne dziecko z klasy, aby przyprowadziło do niej mojego syna (lat 10,5). I zaczęła wypytywać: "A dlaczego nie chodzisz na religię? A czy w poprzedniej szkole chodziłeś? Czy byłeś ochrzczony? A byłeś u komunii?".
Jakaś obca, za przeproszeniem, baba! No nie wytrzymam po prostu!

Postscriptum nr 2:
No i nie wytrzymałam - poszłam do pani wicedyrektor. Uprzejmie i z uśmiechem: najpierw opowiedziałam jak jestem wdzięczna, że moje dziecko przyjęła do szkoły choć spoza rejonu i jak bardzo cenię pomoc, którą mój syn tu uzyskał. Opowiedziałam, jak dobrze się tu czuje i jak się z tego cieszę. I jak bardzo nie chciałabym, aby coś to zepsuło - np. taka sytuacja, jak ta z panią od religii. I że uważam, że to ja jestem ew. adresatem takich pytań (jeśli już w ogóle kogoś powinno to interesować), a nie moje dziecko, bez mojej wiedzy.
Po południu zadzwoniła nauczycielka od religii.
Z przeprosinami :)

List przytaczam za Gazetą Wyborczą